Mają bębny, wuwuzele, czarne koszulki i pomarańczowe bluzy. Jeżdżą za swoim zespołem po całej Polsce - nawet kilkadziesiąt osób w ekipie. Jak twierdzą sami sportowcy, bardzo pomogli zgierskim koszykarzom w awansie do drugiej ligi. O kim mowa? To Klub Kibica drużyny MKK Kuchinox Interon Siejko Boruta Zgierz.
W Hali MOSiR im. Zgierskich Olimpijczyków potrafią spokojnie wypełnić całą trybunę, a na "fejsbukowej" grupie dyskusyjnej zarejestrowało się już ponad trzysta osób. Klub Kibica drużyny koszykarskiej zgierskiego Boruty z sezonu na sezon rośnie w siłę i coraz bardziej pomaga zespołowi.
- W pierwszym roku naszej działalności ten ruch dopiero się rodził - wspomina Piotr Wyrzykowski, prezes MKK Boruta. - Ale rok później, gdy walczyliśmy o awans do drugiej ligi, kibice byli naszym szóstym zawodnikiem, bardzo przyczynili się do osiągnięcia sukcesu. Teraz, już o szczebel wyżej, także są z nami na każdym meczu.
Obecność fanów koszykarzy na zgierskiej hali to norma, coraz bardziej liczna stała się także ekipa wyjazdowa. Jechali za drużyną nawet do Szczecina, pomagając dopingiem w wywalczeniu zwycięstwa, na trudnym terenie i przy osłabieniu kadrowym.
- Pojechaliśmy tam zdziesiątkowani przez kontuzje i choroby, a mimo to w końcówce udało nam się przechylić wynik - mówi Piotr Wyrzykowski zaznaczając, że doping kibiców w trudnych momentach pozwala koszykarzom wydobyć z siebie dodatkowe pokłady energii.
Jak pomagać drużynie?
Ale kibicowanie to nie tylko doping. Pani Joanna Kosmalska jest jedną z założycielek i najbardziej aktywnych członkiń Klubu Kibica. Zaczęło się trzy lata temu od poszukiwania zajęć sportowych dla syna.
- Sprawdzał różne dyscypliny, ale okazało się, że dopiero w koszykówce odnalazł największą frajdę z uprawiania sportu - cieszy się pani Joanna wspominając, że spośród rodziców dzieci grających w zespole młodych "sówek" rekrutowali się pierwsi liderzy obecnego grona kibiców koszykarskiego Boruty.
Dziś Klub Kibica mocno angażuje się choćby w przygotowania do każdego meczu u siebie. Fani rozwieszają transparenty, rozstawiają stoliki sędziowskie, jest wśród nich nawet fachowiec-stolarz, który bezkosztowo wykonał dla drużyny drewniane szafki i podesty.
- W ten sposób bardziej integrujemy się z drużyną, możemy być jej częścią - mówi pani Joanna podkreślając, że w organizacji spotkań pomagają często całe rodziny, rodzice z dziećmi. Spędzają razem czas, a dodatkowo młodzież widzi sens bezinteresownego działania. - Maluchy są ważną częścią tego wszystkiego, widzą efekty swojego zaangażowania razem, we wspólny cel razem z rodzicami. To bardzo pozytywny aspekt dydaktyczny naszej aktywności.
Rodzice i dzieci
Dzieci z drużyny "sówek" do dziś wyprowadzają na zgierski parkiet zespół seniorów przed każdym meczem. A potem razem z rodzicami na trybunach przeżywają zawody.
- Zdarza się, że przez chłopaków na parkiecie my, kibice, mamy zawał serca - śmieje się pani Joanna, nawiązując do nerwowych końcówek spotkań, jakich w drugiej lidze koszykarze Boruty nie szczędzą swoim kibicom. - Ale za to emocje są niesamowite! - dodaje "szefowa" Klubu Kibica zgadzając się z teoriami psychologii sportu, według których kibicowanie lokalnej drużynie gwarantuje każdemu satysfakcję, szczęście i wypełnia potrzebę przynależności do własnej grupy społecznej.
Grono kibiców koszykarskiego Boruty nieustannie się poszerza - wręcz z każdym kolejnym meczem zjawia się na trybunach nowej hali MOSiR więcej kibiców. A sympatyczni gracze odwdzięczają się coraz lepszymi wynikami - w listopadzie, prawie na półmetku sezonu, zajmują siódme miejsce w swojej grupie 2 Ligi Mężczyzn PZKosz., mając tylko cztery punkty straty do lidera! Czy uda im się awansować, pokonując kolejny szczebelek koszykarskiej hierarchii? Nie będzie to łatwe, ale z taką grupą wiernych kibiców można przenosić góry.